Potulice

« Powrót do listy haseł

Gdyby nie II wojna światowa i polityka narodowościowa III Rzeszy, na pewno tylko bardzo nieliczni mieszkańcy Kaszub wiedzieliby o Potulicach, niewielkiej wiosce położonej blisko Nakła nad Notecią. Jeszcze w okresie międzywojennym była ona siedzibą właścicieli ogromnego majątku ziemskiego, hrabiów Potulickich. Ostatnia przedstawicielka rodu, Aniela, zapisała go Katolickiemu Uniwersytetowi w Lublinie, w dziewiętnastowiecznym pałacu znalazło siedzibę seminarium zakonne Towarzystwa Chrystusowego. Tuż przed wybuchem wojny w 1939 r. zostało ono ewakuowane. Niemieckie władze okupacyjne skonfiskowały byłą własność hrabiów Potulickich, w pałacu w 1940 r. działała szkoła podoficerska SS. Po niej, przejęła go gdańska Centrala Przesiedleńcza.

Instytucja ta była jednym z głównych filarów realizowanej przez hitlerowców polityki pełnego zniemczenia Pomorza. Celowi temu służyło między innymi prowadzone przez nią wysiedlenia Polaków i osiedlanie w ich miejsce Niemców, głównie sprowadzanych z innych krajów, najwięcej z Besarabii. Wysiedlonych gdzieś trzeba było umieszczać, a także poddać selekcji w myśl nazistowskich założeń ideologicznych i potrzeb gospodarczych. Były to podstawowe przyczyny działającego od lutego 1941 r. obozu zbiorczego (przesiedleńczego) w Potulicach. W ciągu niespełna dwóch pierwszych miesięcy działalności przewinęło się przez niego ponad trzy tysiące ludzi. Oceniano ich pod kątem wartości rasowych, posiadanych przez nich cech germańskich oraz narodowych, możliwości zniemczenia. Przy tym ostatnim kryterium często niemieckie wypowiedzi wspominały Kaszubów, jako grupę etniczną oddzielną od Polaków, długotrwale funkcjonującej w kulturze i cywilizacji niemieckiej, a więc mogącej być poddanej szybkiej, skutecznej germanizacji. Osoby, niezależnie od swojego pochodzenia, które pozytywnie przeszły pozytywnie taką kwalifikację, były kierowane do specjalnych obozów, celem dalszego niemczenia, umieszczani w niemieckich środowiskach itp. Część osób, głównie zdrowych, młodych mężczyzn kierowano na roboty przymusowe w głąb Rzeszy. Jednak, w tym pierwszym okresie, najwięcej uwięzionych po krótkim pobycie w Potulicach, wywożono do Generalnego Gubernatorstwa, mającego być swoistym polskim rezerwatem.

Il. 1. Cmentarz Ofiar Obozu Hitlerowskiego w Potulicach. Stan z 2017 r.

W kolejnych latach potulicki obóz przechodził kilkakrotne przekształcenia, ale stałe dokonywano w nim – w większym bądź mniejszym stopniu – opisanej selekcji. W związku z przygotowaniami do napaści na Związek Radziecki i związanej z tym konieczności większego wykorzystania środków transportu na potrzeby wojskowe oraz oporu okupacyjnych władz Generalnego Gubernatorstwa przed zwiększaniem ilości przesiedleńców na jego terenie, zaprzestano wywozić do niego potulickich więźniów. W konsekwencji obóz w Potulicach stał się stałym obozem pracy. Od września 1941 r., przez cztery miesiące, organizacyjnie stanowił podobóz największego na Pomorzu hitlerowskiego obozu, w Stutthofie. Od 1943 r. pełnił też funkcję obozu karnego dla Polaków. Kierowano również do niego osoby w ramach odpowiedzialności zbiorowej, za czyny dokonane przez innych, głównie członków rodziny. Był kilkakrotnie rozbudowany, docelowo mogło w nim przebywać jednocześnie 11 tys. ludzi, łącznie z punktami pozaobozowymi. Takiej ilości ludzi nie można było pomieścić w pałacu, w którym dobudowano jedno piętro. Obok niego powstało kilkadziesiąt baraków tzw. nowego obozu. Kilka z nich było w tak opłakanym stanie, że w gwarze więziennej nazwano je „murzyńskimi”.

Większość więźniów potulickiego obozu pochodziła z wszystkich rejonów przedwojennego Pomorza. Na początku jego działalności, byli to mieszkańcy obecnego województwa kujawsko-pomorskiego, powiatu bydgoskiego, grudziądzkiego i brodnickiego Później stał się centralnym obozem dla całego regionu. Kierowano do niego także osoby z innych obozów, najczęściej Stutthofu. Jesienią 1943 r. umieszczono w nim ponad 500 dzieci z Związku Radzieckiego, w większości białoruskich, pierwotnie osadzonych w obozie w Oświęcimiu. Latem następnego roku przewieziono ich do obozu dla młodocianych w Łodzi. Na ich miejsce przetransportowano po kilkadziesiąt dzieci z obozów z południa Polski, między innymi z Katowic, Rybnika i Łodzi. Były to dzieci polskich rodziców, podejrzanych bądź rzeczywiście zaangażowanych w działalność przeciwko okupantowi. Oddzielną grupę stanowiło kilkudziesięciu ŻydówGdańska. W 1944 r. umieszczono w Potulicach także dzieci z Warszawy, których rodzice podjęli walkę w powstaniu. W sumie, według danych administracji obozowej, przez potulicki obóz przewinęło się ok. 25 tys. osób (W. Jastrzębski).

Il. 2. Okładka publikacji dwóch kaszubskich więźniów potulickiego obozu, B. Bieszk i Z. Rohde, Obóz Potulice w dokumentach i w pamięci mieszkańców Gminy Szemud (w 50 rocznicę wyzwolenia obozu), Szemud 1995

Od 1942 r. umieszczano w obozie w Potulicach także mieszkańców powiatów zamieszkałych zwarcie przez Kaszubów, chojnickiego, kartuskiego, kościerskiego oraz morskiego (wejherowskiego i puckiego). Było to związane z przeprowadzaną w nich akcją wymiany ludności polskiej na niemiecką. By zrobić miejsce dla tej drugiej, usuwano całe polskie i kaszubskie rodziny z dotychczasowych miejsc zamieszkania, a ich siedziby, majątek nieruchomy i większość ruchomości, przekazywano niemieckim osadnikom ewentualnie niemieckim sąsiadom bądź na publiczny użytek okupanta. Z obecnej gminy Brusy w powiecie chojnickim w 1943 r. wywieziono część mieszkańców do Potulic, by utworzyć poligon dla Waffen SS. Według ustaleń M. Wardzyńskiej w 1942 r. w powiecie kartuskim wysiedleniem objęto 31 wsi i miasto powiatowe Kartuzy, w sumie 172 rodziny, w których skład wchodziło 950 osób. W powiecie kościerskim wysiedlono część mieszkańców 42 wsi, wywieziono z nich 175 rodzin, 782 osoby. W powiecie morskim akcja ta dotknęła 28 wsi, 293 rodziny, 1336 osób.

W kolejnych latach okupacji, wysiedlenia te kontynuowano, chociaż były one prawie w całości połączone z polityką nazistowską wpisywania mieszkańców Kaszub i całego Pomorza na niemiecką listę narodowościową (nln). Była to forma represji wobec rodzin, które broniły się przed takim wpisem i jednocześnie przymusu, by składały wnioski o taki wpis. Ponadto, w myśl założeń okupacyjnych decydentów, obóz w Potulicach miał pełnić rolę wychowawczą i kary wobec osób oraz ich bliskich, którzy łamali ówczesne, drakońskie prawo. Umieszczano w nim za wiele drobnych wykroczeń, ale też pomoc partyzantom, posiadanie członków rodziny, unikających służby w Wehrmachcie, biorących udział w ruchu oporu itp. Za kontakty z ruchem oporu osadzono w Potulicach Wincentego „Wicka” Rogalę, „kaszubskiego Sabałę”. W 1944 r. do Potulic wywieziono prawie wszystkich mieszkańców Koleczkowa w obecnym powiecie wejherowskim za współpracę z partyzanckim oddziałem por. A. Loepera. Represje obejmowały wszystkich, niezależnie od wieku, stanu cywilnego itp. Wymownym pod tym względem było umieszczenie w potulickim obozie trzylatka, Zygmunta Rhodego, przyszłego historyka, między innymi zajmującego się ustaleniem ilości więźniów i zgonów osób w tym obozie z terenu powiatu wejherowskiego. Jego winą było, że ojciec, członek „Gryfa Pomorskiego”, zginął w partyzanckiej potyczce, a matkę, również uczestniczkę ruchu oporu, wywieziono do obozu w Stutthofie. Nieco wcześniej, podobny los dotknął rodzinę koleczkowskiego partyzanta, Bernarda Kepkego. Do Potulic trafiła jego żona i pięcioro dzieci, z których żadne nie przeżyło obozowej gehenny. W sumie okupant miał pełną swobodę, kogo umieścić w obozie, następowało to chociażby na podstawie uznania, że dana rodzina, osoba jest zbędna na określonym terenie.

Il. 3. Kaszubi w regionalnych strojach. Potulice. Kwiecień 2014 r. Przedruk z Dzieciom Potulic. 70. rocznica wyzwolenia niemieckiego obozu w Potulicach (Lebrechstdorf). 10. rocznica nadania Zespołowi Szkół w Potulicach imienia „Dzieci Potulic”, Nakło nad. Notecią – Potulice 2015

Gehenna zaczynała się od momentu wywózki. Następowało to nocą, pod przymusem asystujących niemieckich policjantów, żandarmów i żołnierzy. Wysiedlanym dawano krótki czas na spakowanie się, pozwalając zabrać jedynie niektóre, niewielkie rzeczy, często odbierane później przy przyjmowaniu do obozu. Na ogół przywożono do niego więźniów w bydlęcych wagonach, a ostatni, kilkukilometrowy odcinek drogi musieli odbywać pieszo. Każdemu z nich nadawano indywidualny numer i przydział do sal w pałacu bądź poszczególnych baraków. W zależności od okresu istnienia obozu i konkretnego pomieszczenia, warunki w nich były zróżnicowane, ale zawsze urągały podstawowym normom przyzwoitego bytowania. Wszędzie panował ścisk, brak intymności oraz właściwych narzędzi i urządzeń sanitarnych. W wspomnieniach byłych więźniów powszechne są informacje o braku miejsca, by swobodnie przewrócić się na drugi bok w trakcie snu, skorzystać z toalety itp. W jednej z takich relacji wprost jest mowa o Kaszubach: „Pamiętam, jak w nocy do naszego baraku wepchnięto transport Kaszubów, którzy natrafiając na leżących, usiedli na swych tobołkach czekając dnia” (M. Chylarecka).

Obowiązujący regulamin obozowy był porównywalny do tych, które obowiązywały w obozach koncentracyjnych. Życie codzienne wyznaczały codzienne apele i pory posiłków. Ustalone normy przewidywały duże możliwości karania więźniów za różne, nawet bardzo małe, przewinienia, z których teoretycznie było najdotkliwsze umieszczenie w karcerze, mieszczącym się w wilgotnej piwnicy pałacu. W niektórych okresach trzeba było tutaj stale stać w wodzie, w części trzymając dzieci na ręku, by się nie potopiły. Przede wszystkim jednak przepisy były tak skonstruowane, że dawały nadzorcom duże możliwości interpretacyjne. Bez obaw o negatywne dla siebie konsekwencje, mogli być postrachem dla osadzonych. Częstym było bicie, w indywidualnych przypadkach ich skutkiem była śmierć. W literaturze kilkakrotnie, jako przykład irracjonalnego zamordowania więźnia przytacza się zabicie Józefa Scheibego z Wejherowa. W powojennych procesach strażników za działalność w Potulicach, prawie zawsze był też stawiany im zarzut seksualnego wykorzystywania kobiet. Najprawdopodobniej dochodziło też do ludobójstwa, na co wskazują informacje o wywożonych więźniach, o których później ślad zaginął oraz relacja o topieniu dzieci w Kanale Bydgoskim.

Il. 4. Wydawnictwo okolicznościowe, Dzieciom Potulic. 70. rocznica wyzwolenia niemieckiego obozu w Potulicach (Lebrechstdorf). 10. rocznica nadania Zespołowi Szkół w Potulicach imienia „Dzieci Potulic”, Nakło nad. Notecią – Potulice 2015

Więźniowie byli bezustannie głodzeni, wydzielane im racje żywnościowe były mniejsze niż w koncentracyjnym obozie w Stutthofie, „na dobę przypadała jedna cienka kromka chleba, łyżeczka marmolady z buraków lub margaryny, pół litra zupy „lury”, gotowanej na psim mięsie lub kościach wołowych” (K. Łojewski z Swornegaci w pow. chojnickim). O skali tego zjawiska świadczyła nie tylko mała ilość i słaba jakość przydzielanego jedzenia, ale też związane z tym sytuacje, jak zbieranie pokrzyw, innego składnika obiadowej zupy. Jedna z uwięzionych dziewczynek z Stężycy w powiecie kartuskim, ośmioletnia Lidia Żyła, została postrzelona przez strażnika, którego poprosiła o kromkę chleba, gdy z innymi dziećmi zauważyła go jedzącego. W innym przypadku, zamordowano więźnia, bo potajemnie upiekł trzy ziemniaki.

Główną formą eksterminacji była niewolnicza praca. Więźniowie musieli ją wykonywać w ramach prowadzonych porządków na terenie obozu i jego otoczeniu, byli kierowani do okolicznych gospodarstw i przedsiębiorstw, a także potrzeb wojskowych, w tym przy budowie umocnień. Pracowali też w podobozach, w tym w Gdańsku, Gdyni, Pile. Nieodpłatnie bądź za jedną czwartą wynagrodzenia wykorzystywano ich w obozowych zakładach. Największymi z nich była fabryka skrzydeł samolotowych i wyrobów futrzarskich. Pracowali od rana do wieczora, bez odpowiednich ubrań i wyposażenia. Narzucano im niemożliwe do dotrzymania terminy, a ich niedotrzymanie było drakońsko karane, biciem, odbieraniem racji żywnościowych itp. Posługiwano się nimi jako siłą pociągową. W obozie dzieci ciągnęły wozy z śmieciami, kobiety (strażnicy nazywali je „polskimi kobyłami”) i mężczyźni brony oraz pługi. W czasie pracy nie można było nic wykonać dla siebie, wszystko dla zbrodniczego pracodawcy. Dzieciom, zbierającym w lesie jagody, sprawdzano, czy nie mają ciemnych języków, świadczących, że zjadły jakąś jagodę. Gdy to odkryto, były one maltretowane. Bezwzględnie wyeksploatowani więźniowie, nie wytrzymywali tego, umierali, a w oficjalnej dokumentacji pisano, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych, „bezużytecznych likwidowano” (A. Paczoska).

Il. 5. Pamiątkowe zdjęcie z 2017 r. pod tablicą informującą o obozie. Pośrodku stoi Zofia z d. Stefańska, b. więźniarka obozu, której trauma z tego miejsca nie pozwalała przez ponad 70 lat na ponowny do niego przyjazd. Z jej lewej strony Jacek Karsznicki, dyr. szkoły i opiekun Izby Pamięci. Z przodu przyklęknął autor.

Na znacznej części więźniów dokonywano eksperymentów medycznych, których skala i zakładane przez oprawców cele pozostają nieznane. Po wojnie było to przyczyną szeregu chorób i dolegliwości. Pośrednio można wnioskować, iż kobietom podawano środki antykoncepcyjne, zakłócając ich układ hormonalny. W wyniku tego dotknęła je okresowa bądź dożywotnia bezpłodność, nieznacznie wpływając na tużpowojenną demografię. Prawdopodobnie miało to zapobiec narodzinom kolejnych dzieci w obozie, co jednak pod tym względem nie było skuteczne.

Do innych form pośredniej eksterminacji, oddziałujących przede wszystkim na psychikę uwięzionych, był zakaz sprawowania jakichkolwiek obrzędów religijnych, nieprzestrzeganie dni świątecznych itp. Ponieważ dotyczyło to w ogromnej większości osób wierzących i praktykujących, było to bardzo dotkliwe. Obowiązywał też zakaz – w poszczególnych okresach działalności obozu bardziej lub mniej rygorystyczny – kontaktów osadzonych z osobami pozostającymi na wolności, w tym najbliższymi rodzinami. Na każdym etapie obozowej gehenny, ich członkowie byli często rozdzielani. Przy wywózce praktykowano, że najmłodsze, małe dzieci przekazywano pod opiekę krewnych, sąsiadów, żeby nie doświadczyły dalszej eksterminacji. W samym obozie, mężów i ojców kierowano na roboty przymusowe wgłąb Rzeszy, niekiedy im i/bądź matkom i żonom przydzielano prace w miejscach poza obozem i tam oni nocowali, dzieci w wyniku rasowej i narodowej selekcji przewożono do obozów zniemczających itp. W konsekwencji, prawie w każdej rodzinie umieszczonej w obozie, dochodziło do rozłąki, najbardziej dotkliwej, gdy po ponownym spotkaniu matek i ich dzieci, wzajemnie się one nie poznających. Urazy na tym tle trwały dziesięciolecia.

Il. 6. Zaświadczenie Archiwum Państwowego w Bydgoszczy o pobycie w obozie.

Wynikało to z jednej z charakterystycznych, specyficznych cech obozu w Potulicach, osadzania w nich całych rodzin. Było to powiązane z inną jego specyfiką. Kierowano do niego liczne grono dzieci niezależnie od wieku. Te urodzone w obozie, miały najmniejsze szanse na przetrwanie z braku pożywienia, ich matki nie miały pokarmu z powodu niskich racji żywnościowych, brakowało też zamienników. Od drugiego roku życia były one już uznawane za „samodzielnych więźniów”, od czterech pracowały w obozie. Kiedy ukończyły dwanaście, pracowały także poza jego obrębem, również na nocnych zmianach, niezależnie od rodzaju posiadanej odzieży, pogody, karane między innymi klęczeniem na sosnowych szyszkach. Ich liczba dochodziła nawet do połowy ogólnej liczby więźniów przebywających w obozie. Przykładowo w lutym 1944 r. wyniosła 3162 na ogólny stan więźniów 6703. Stworzono z nich specjalny oddział, a w oficjalnych dokumentach obóz funkcjonował też jako placówka zatrzymań dla dzieci, młodzieży. O przedmiotowym podejściu do tej grupy więźniów, najlepiej świadczy określenie dziecinnych baraków, jako „stacja krwiodawstwa”, z której oprawcy mogli w każdym momencie do woli, bez przeszkód korzystać.

Warunki panujące w obozie sprzyjały, szczególnie wśród dzieci, zachorowalności, w tym na choroby zakaźne, dyfteryt, tyfus, żółtaczkę. Zwiększały też śmiertelność. Dotąd nie udało się ustalić dokładnej liczby śmiertelnych ofiar. Na potulickim, obozowym cmentarzu pochowanych jest 1291 więźniów, w tym 767 dzieci, co jest liczbą minimalną. W jej precyzyjnym ustaleniu bardzo przydatne są badania oddolne. Według badań Z. Rohdego z powiatu wejherowskiego w Potulicach osadzono 619 mieszkańców, z których w obozie i w drodze powrotnej do domu zmarło bądź zginęło 75 osób. M. Jutrzence – Trzebiatowskiemu, mimo kilkunastu lat zajmowania się tematem martyrologii mieszkańców gminy Brusy podczas okupacji hitlerowskiej, nie udało się dokładnie określić liczby uwięzionych w obozie, co potwierdza związane z tym trudności. Pewnie natomiast oszacował ilość ofiar śmiertelnych na 40. W całym powiecie chojnickim było ich 52 (J. Głomska), a na terenie wchodzącej w jego skład parafii Borowy Młyn jedna (B. Reszka). Unaocznia to, że doświadczenia związane z działalnością potulickiego obozu wśród Kaszubów było powszechne, ale zróżnicowane w zależności od polityki, działań okupanta w poszczególnych rejonach Kaszub i w samym obozie.

Il. 7. Początek listy wysiedlonych do Potulic z pow. chojnickiego i kościerskiego w 1943 r. Zbiory Muzeum Ziemi Kościerskiej.

Ofiarą śmiertelną był między innymi Piotr Kloskowski z Kosobud, który na stacji kolejowej w Brusach podczas wysiedlania, zaintonował Jeszcze Polska nie zginęła. Po przyjeździe do Potulic, został skatowany i zamęczony w karcerze. Jego postawa może stanowić jeden z symboli obozowego ruchu oporu, o którym stale niewiele wiadomo, oprócz tego, że był. Do jego uczestników należał chociażby Jan Dolny z Lubni gmina Brusy. Wśród znanych działań konspiracyjnych można wymienić rozpowszechnianie wśród więźniów informacji wysłuchanych z zagranicznych stacji radiowych oraz uratowanie przed zniszczeniem części obozowej dokumentacji, w tym znacznego fragmentu kartoteki więźniów, głównej podstawy źródłowej do poznania historii obozu. Obecnie jest ona przechowywana w Archiwum Państwowym w Bydgoszczy.

W związku z zbliżającą się ofensywą Armii Czerwonej, obóz zlikwidowano 21 stycznia 1945 r. Zdolnych do marszu więźniów ewakuowano w dwóch zwartych grupach. Obie uległy rozproszeniu za Nakłem. Konwojenci w obawie o dostanie się do niewoli, uciekli. Przed tym jednak rozstrzelali 21 dzieci w wieku od ośmiu do trzynastu lat. W obozie zostali chorzy, starzy oraz osoby, które celowo ukryły się przed wymarszem. Ich zastali 24 stycznia żołnierze radzieccy i polscy, którzy tego dnia dotarli do Potulic. Po tych wydarzeniach, rozpoczął się trudny powrót więźniów do domów, bez środków transportu, żywności itp. Trwał on nawet kilka miesięcy. Towarzyszył mu niepokój o bliskich i stan zabranych przez hitlerowców gospodarstw, mieszkań. Jego opis stanowi nieodzowną, bardzo emocjonalną część wspomnień, relacji byłych więźniów.

Zapewne jednym z ubocznych celów umieszczania polskiej ludności w Potulicach było jej rozbicie, dokonanie wewnętrznych podziałów. Wynikało to także z nieostrych, stosowanych przy tym kryteriów. Tym bardziej, że w indywidualnych przypadkach następowało to na podstawie sąsiedzkich donosów, a funkcje kapo, przełożonych grup roboczych itp. pełnili także Polacy. Z drugiej jednak strony, społeczeństwo polskie okazało się bardzo solidarne. Nie udało się okupantowi ukryć, co działo się w obozie. Wśród ówczesnych Kaszubów nazwa Potulice, a właściwie jej niemiecki, okupacyjny odpowiednik, wymawiany z kaszubskim akcentem, „Lebrechtsdorf”, wywoływał przerażenie i chęć pomocy uwięzionym. Sąsiedzi wywiezionych, na ogól Polacy, którzy podpisali nln, wysyłali im paczki z żywnością. Przyjmowali dzieci aresztowanych, wydalonych, by nie trafiły do obozu. W. Rogala, po zwolnieniu z niego, zabiegał wśród krewnych, znajomych, by wspierali żywnością konkretne, przebywające w nim osoby, o których wiedział, że nie mogą liczyć na taką pomoc za strony innych. Takie działania nie były całkowicie skuteczne i bezpieczne. Administracja obozu, jego funkcjonariusze część takiej pomocy zatrzymywali dla siebie. Jeżeli ich zdaniem, taka pomoc była za daleko idąca, bezwzględnie karano jej uczestników. Dotknęło to najbardziej mieszkańców Potulic i niektórych okolicznych miejscowości, których osadzono w obozie za wspieranie uwięzionych.

Jeszcze w lutym 1945 r., prawie bezpośrednio po wyzwoleniu obozu z okupacji niemieckiej, utworzono na jego bazie obóz dla ludności niemieckiej. Funkcjonował on pod nazwą Centralnego Obozu Pracy i pozostawał pod administracją polskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Umieszczano w nim głównie Niemców z południowej części Pomorza oraz Kujaw, w mniejszej liczbie z innych części regionu oraz kraju, a także Polaków wpisanych na nln, podejrzanych o współpracę z okupantem itp. W sumie przewinęło się przez niego ponad trzydzieści tysięcy ludzi. W większości były to kobiety, dzieci i starcy, co odpowiadało ówczesnej strukturze społeczności niemieckiej. Powojenny obóz miał w swoim charakterze, specyfice, sporo podobieństw do swojego poprzednika z lat 1941-1945. Był miejscem przejściowym, zbiorczym, z którego prowadzono wysiedlenia do Niemiec. Panowały w nim zbliżone warunki bytowe, jak w wcześniej, co przyczyniało się do znacznej śmiertelności, szczególnie wśród dzieci. Było to też skutkiem ciężkiej wyczerpującej pracy, seksualnego wykorzystywania kobiet itp. Wszystko to sprawiło, że współcześnie jest on określany jako jeden z „gułagów nad Wisłą”. W nadzorującej go załodze byli też byli więźniowie z lat okupacji. Istniał do 1950 r., kiedy uległa zmianie polska polityka narodowościowa.

Zmniejszająca się liczba Niemców, wysiedlanych za Odrę, umożliwiła utworzenie w potulickim obozie Ośrodka Pracy Więźniów, w którym przebywały osoby skazane przez Komisję Specjalną do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Społecznym. W 1951 r. w miejscu obozu powstał męski Zakład Karny, istniejący do dzisiaj. Drewniane baraki zastąpiono murowanymi budynkami, a słupy z drutów kolczastych murem. W byłym pałacu Potulickich urządzono mieszkania dla jego pracowników, w części obiektu funkcjonujących także obecnie. W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. w więzieniu tym osadzono ponad dwustu działaczy opozycyjnych wobec socjalistycznych władz, głównie członków NSZZ „Solidarność” z obszaru współczesnego województwa kujawsko-pomorskiego. Wśród nich było też spore grono osób o kaszubskim rodowodzie, między innymi Jan Wyrowiński, przyszły prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, pełniący tą funkcję przez kilka kadencji.

Powstanie na miejscu hitlerowskiego obozu zaraz o wojnie obozu dla Niemców, a następnie Zakładu Karnego, mocno przyczyniło się – obok ogólnej polityki państwa w okresie stalinizmu – do braku upamiętnienia dokonanej tutaj martyrologii polskiej społeczności podczas okupacji. Stopniowo zaczęło to się zmieniać po przełomie społeczno-politycznym z 1956 r. Dwa lata później uporządkowano Cmentarz Ofiar Obozu Hitlerowskiego, na którym grzebane były zwłoki zmarłych, zabitych więźniów w latach 1941-1945. Dobrze oddaje on ówczesną ich gehennę, większość tutaj pochowanych to dzieci i starcy, w gęstych, zbiorowych mogiłach. W znacznej liczbie pochodzący z Kaszub, co poświadczają pośrednio ich nazwiska ewentualnie miejsca zamieszkania. W 1969 r. na cmentarzu postawiono monumentalny pomnik ku czci ofiar terroru. W 1967 r. ukazała się pierwsza monografia obozu w Potulicach z okresu okupacji autorstwa W. Jastrzębskiego, Potulice. Hitlerowski obóz przesiedleńczy i pracy. Od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku pieczę nad pamięcią o obozie w Potulicach sprawuje też miejscowa szkoła, współorganizująca szereg związanych z tym uroczystości, między innymi z okolicznymi muzeami. W udostępnionej na ten cel tzw. sali balowej pałacu utworzyła Izbę Pamięci z licznymi obozowymi pamiątkami, a jej opiekun jest jednocześnie przewodnikiem po Potulicach opowiadającym o dawnym obozie. W 2005 r. otrzymała imię „Dzieci Potulic”. W upamiętnienie obozu angażują się też inne instytucje i organizacje, organy miejscowego samorządu, Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Bydgoszczy, Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej i inne. Wydano trzy prace zbiorowe poświęcone dziejom obozu. Znalazły się w nich także liczne wspomnienia byłych więźniów obozu, w tym osób pochodzących z Kaszub. Publikowane były też oddzielnie w wydawnictwach zwartych i prasie. Trafiały do zbiorów archiwalnych, również w formie nagrań audiowizualnych. Między innymi w Instytucie Historii i Męstwa im. W. Pileckiego w Warszawie, w ramach szerszego projektu „Świadkowie Epoki. Archiwum Historii Mówionej”, gdzie przechowywanych jest kilkanaście ustnych relacji byłych więźniów z terenu Kaszub z możliwością wysłuchania internetowego.

W pobliżu terenu dawnego obozu, w dużej mierze z inicjatywy byłych więźniów i składek społecznych, usytuowano kilka obelisków i tablic pamiątkowych, w tym na pałacu i w jego piwnicach, gdzie mieścił się karcer. Wycieczki, osoby odwiedzające obóz często się fotografują wokół tablicy z planem obozu i jego historycznymi zdjęciami. Od 1985 r., w kwietniu każdego roku, organizowane są zjazdy byłych potuliczan, z uroczystą mszą św. i głównymi uroczystościami na cmentarzu w Potulicach. Z biegiem lat nabrały one charakter upamiętniającego okupacyjne wydarzenia, z coraz mniejszym udziałem byłych więźniów, większym instytucji i osób niebędących bezpośrednimi uczestnikami dawnej martyrologii. Każdego stycznia obchodzona jest też rocznica wyzwolenia obozu. Biorą w nich udział także Kaszubi, niekiedy ubrani w swoje regionalne stroje. W mniejszym stopniu podobne imprezy odbywają się także w innych regionach. W śląskiej Czeladzi od 2010 r., każdego roku, 19 lutego, jest organizowana uroczystość upamiętniająca powrót miejscowych dzieci z obozu w Potulicach w 1945 r., które to wydarzenie utrwalono także na obelisku, wprost nazywając potulicki obóz „obozem koncentracyjnym”. Tutejszy samorząd był też wydawcą, sfinansował kilku publikacji o dzieciach umieszczonych w Potulicach, między innymi M. Wąsowicz, Błyski czyli Opowieści Dzieci Potulic, Czeladź 2007.

Mimo jednoznacznych ustaleń historyków i ocen zawartych w wspomnieniach uwięzionych, nadzorowania obozu w 1942 r. przez esesmanów z Waffen SS, będących funkcjonariuszami hitlerowskiego Inspektoratu Obozów Koncentracyjnych, formalnie nie był on – w świetle prawodawstwa III Rzeszy – obozem koncentracyjnym. Miało to ważkie konsekwencje dla statusu osadzonych w nim osób. Bezpośrednio po wojnie uznawano ich za kombatantów, między innymi mogli być członkami Polskiego Związku b. Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więźeń i Obozów Koncentracyjnych (PZbWPHWiOK). Gdy jednak w ramach podporządkowywania organizacji społecznych socjalistycznym władzom, związek ten włączono w 1949 r . w jedno kombatanckie stowarzyszenie, Związek Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD), odmawiano, by jego członkami zostawali byli więźniowie potulickiego obozu. Za nazistowską terminologią uznawano, że byli osadzani w obozie „przesiedleńczym”, „pracy”, gdzie panowały – w porównaniu do obozów koncentracyjnych – „sanatoryjne” warunki, co w mniejszym stopniu w niektórych środowiskach jest nadal podnoszone. To, w połączeniu z brakiem powojennego upamiętnienia martyrologii obozu i publikacji o nim, wywoływało i w części nadal wywołuje poczucie pokrzywdzenia i dyskryminacji, skłania do domysłów, co było przyczyną tego stanu rzeczy. Tym bardziej, że nie zachował się bądź nie został odtworzony i wyeksponowany żaden z obozowych baraków, standardowego punktu dla odwiedzających tego rodzaju historyczne obiekty. Nie tylko byli więźniowie potulickiego obozu przyjmowali za oczywiste, że powinno tu powstać muzeum, podobne do tych, które otworzono na terenie dawnych obozów koncentracyjnych.

Potuliczan zaczęto przyjmować do ZBoWiD-u dopiero od początku lat 80 – tych ubiegłego wieku. Nie przyznano im jednak pełni praw kombatanckich, na równi z byłymi więźniami obozów koncentracyjnych. Na tym tle dochodziło do wewnątrzorganizacyjnych sporów i zabiegów potuliczan, by zrównać ich w prawach z innymi obozowymi więźniami. Do pierwszej dekady XXI w. rządowe i ministerialne rozporządzenia w tej kwestii były niejednolite, zmienne. Po reaktywowaniu PZbWPHWiOK, byli potuliccy więźniowie ponownie zostawali członkami tej i innych kombatanckich organizacji. Ponieważ w znacznej części w czasie okupacji byli oni dziećmi, a odchodziło starsze pokolenie, to właśnie „dzieci Potulic” procentowo stanowili coraz większy odsetek członków takich stowarzyszeń. Przykładowo w gminie Brusy, gdzie dodatkowo wysiedleń było szczególnie dużo, w 2005 r. w miejscowym PZbWPHWiOK ich ilość wynosiła osiemdziesiąt procent. W poszczególnych oddziałach tych stowarzyszeń, na Pomorzu „od Szczecina do Olsztyna i od Pucka do Torunia” oraz na Śląsku często tworzyli oddzielne kluby, koła, na Pomorzu na ogół wspólnie z byłymi więźniami Stutthofu. Praktycznie do wszystkich pomorskich takich kół, a także niezależnie od nich, należeli Kaszubi. Organizowano spotkania wspomnieniowe, wspólne wycieczki do Potulic, zabiegano o upamiętnienie i upowszechnienie wiedzy o obozie. Miano w tym zakresie spore osiągnięcia. Na przykład klub w Szczecinie był inicjatorem i jednym z organizatorów konferencji w Szczecinie w 1987 r., Obozy hitlerowskie na Pomorzu Zachodnim i Gdańskim w latach Drugiej Wojny Światowej, w której najwięcej miejsca poświęcono właśnie problematyce potulickiej, w tym wspomnieniom byłych więźniów. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku środowisko byłych potuliczan w sporej części zjednoczyło się, czego przejawem była między innymi utworzona przez nich Międzywojewódzka Rada Koordynacyjna. Celem tego były częściowo skuteczne starania, by Fundacja „Polsko-Niemieckie Pojednanie” wypłaciła im odszkodowanie za pobyt w obozie w Potulicach w równej wysokości, jak więźniom byłych obozów koncentracyjnych.

Wypłata odszkodowań dla polskich więźniów Potulic z niemieckich środków była przejawem polsko-niemieckiego zbliżenia w jednoczącej się Europie. Innym tego świadectwem były wizyty w Potulicach Niemców, byłych więźniów powojennego obozu w tej miejscowości i ich rodzin. Jeden z nich, Gustav Bekker, po takiej wizycie, wyszedł z podwójną inicjatywą. Z jednej strony doprowadził do powstania stowarzyszenia b. więźniów powojennego potulickiego obozu, Grupy Inicjatywnej Centralnego Obozu Pracy w Potulicach, mającego zgrupować niemieckich więźniów obozu, upamiętnić jego historię. Jednocześnie, powołując się na podobieństwo więziennych losów, dążył do pojednania i porozumienia z polskimi, byłymi więźniami. Spotkało to się z dużą otwartością aktywnego działacza organizacji kombatanckich w Bydgoszczy, Stanisława Gapińskiego, również byłego więźnia obozu w Potulicach w latach okupacji. Dzięki ich współpracy, wsparciu osób zainteresowanych, organów miejscowego samorządu i innych podmiotów, upamiętniono na tablicach w języku polskim i niemieckim powojenny obóz i jego ofiary. W potulickim pałacu utworzono Izbę Pamięci poświęconą także powojennemu obozowi. Uroczystości upamiętniające oba obozy zaczęto organizować wspólnie bądź wzajemnie się na nie zapraszać. Jednocześnie kwestia ta podzieliła Polaków i Niemców, także potulickich, kaszubskich kombatantów. Część polskich i kaszubskich więźniów potulickiego obozu, odmawiało brania udziału w imprezach, w których uczestniczyli ich niemieccy odpowiednicy. Podobnie działo się po stronie niemieckiej. Mimo to, nawiązana wtedy współpraca niewątpliwie sprzyjała wzajemnemu poznaniu i zrozumieniu, nie tylko więźniów różnych narodowości, ale też bliskim im środowiskom, zarówno w Polsce, jak i Niemczech. Potulice przez to stały się na mapie Polski tym miejscem, w którym na bieżąco kształtuje się stosunek Polaków i Niemców do wielowymiarowej pomorskiej historii oraz do tworzących się na tej bazie współczesnych, obustronnych odniesieniach.

Chociaż więc Kaszubi byli jedną z kilku grup ludności, która boleśnie została doświadczona przez hitlerowców w utworzonym przez z nich w 1941 r. obozie w Potulicach, to właśnie między innymi przez to zostali wpisani w szerszą historyczną pamięć i możliwość jej kształtowania. Do dzisiaj świadomość, tego co dotknęło ich przodków w tym miejscu, stanowi cząstkę ich historycznej tożsamości. Potulicki obóz powszechnie przez nich jest uznawany za jeden z głównych punktów kaszubskiej, okupacyjnej Golgoty.

Bogusław Breza

Bibliografia:

  • Bieszk B., Rohde Z., Obóz Potulice w dokumentach i w pamięci mieszkańców Gminy Szemud (w 50 rocznicę wyzwolenia obozu), Szemud 1995
  • Borzyszkowski J., Tam, gdzie Kaszëb początk. Dzieje i współczesność wsi gminy Karsin, Gdańsk – Karsin 2001
  • Breza B., Pod hitlerowską okupacją, [w:] Historia Brus i okolicy, pod red. J. Borzyszkowskiego, Gdańsk – Brusy 2006
  • tenże, Rodzinnie w Potulicach, Pomerania 2017 r. nr 10
  • Ciechanowski K., Obóz w Potulicach, Pomerania 1980 r. nr 11-12
  • Dolny J., Wspomnienia z obozu w Stutthofie i Potulicach więźnia o numerze 9889 w l. 1940 – 1945, oprac. J. Borzyszkowski, Gdańsk 2020
  • Dzieciom Potulic. 70. rocznica wyzwolenia niemieckiego obozu w Potulicach (Lebrechstdorf). 10. rocznica nadania Zespołowi Szkół w Potulicach imienia „Dzieci Potulic”, Nakło nad. Notecią – Potulice 2015
  • Galij – Skarbińska S., W. Polak, „Nigdy przed mocą nie ugniemy szyi”. Obóz internowania w Potulicach 1981 – 1982, Bydgoszcz – Gdańsk 2015
  • Jastrzębski W., Potulice. Hitlerowski obóz przesiedleńczy i pracy (luty 1941 r. – styczeń 1945 r.), Bydgoszcz 1967
  • Jutrzenka – Trzebiatowski M., Martyrologia mieszkańców gminy Brusy, Brusy 2010
  • Kopka B., Gułag nad Wisłą. Komunistyczne obozy pracy w Polsce 1944 – 1956, Warszawa 2019
  • Obozy hitlerowskie na Pomorzu Zachodnim i gdańskim w latach Drugiej Wojny Światowej, pod red. L. Janiszewskiego, Szczecin 1989
  • Obóz w Potulicach – aspekt trudnego sąsiedztwa polsko – niemieckiego w okresie dwóch totalitaryzmów, pod red. A. Paczoskiej, Bydgoszcz 2005
  • Ostrowski K., Rogala Wincenty (1871 – 1958), [W:] Słownik Biograficzny Pomorza Nadwiślańskiego. T. 4, pod red. Z. Nowaka Gdańsk 1997
  • Reszka B., Ich losy. Z życia kaszubskich Gochów 1939 – 1948, Rumia – Borowy Młyn 2005
  • Rohde Z., Ludność polska Wejherowa i okolic w czasie II wojny światowej, Wejherowo – Banino 2008
  • Stankowski W., Obozy i inne miejsca odosobnienia dla niemieckiej ludności cywilnej w Polsce w l. 1945 – 1950, Bydgoszcz 2022
  • Wardzyńska M., Wysiedlenia ludności polskiej z okupowanych ziem polskich włączonych do III Rzeszy w l. 1939-1945, Warszawa 2017
  • Wspomnienia potuliczan, Lesôk. Szemmaudzczi Miesęcznik Gminny, 1995 r. nr 3
  • Wspólna czy podzielona pamięć? Obóz Potulitz/Lebrechtsdorf/Potulice w latach II wojny światowej i jego powojenne losy 1941 – 1934 – 1945 – 1949, pod red. G. Bekkera i W. Stankowskiego
  • Wyniszczyć – wypędzić – wynarodowić, pod red. G. Berendta, Gdańsk 2010
  • Wysiedlenia na Pomorzu w l. 1939 – 1945, pod red. J. Borzyszkowskiego, Gdańsk – Wejherowo 2004

Netografia:

  • https://dwakwadranse.pl/czeladz-uczcili-pamiec-dzieci-potulic
  • https://vdg.pl/skladanie-wiencow-w-potulicach/
  • http://www.odznaka.kuj-pom.bydgoszcz.pttk.pl/opisy/4/potulice.htm
  • https://filmpolski.pl/fp/index.php?film=4211744

Ikonografia:

1-7. Źródło: Instytut Kaszubski

« Powrót do listy haseł