Branka

« Powrót do listy haseł

Z historii Polski najbardziej znana jest branka przed powstaniem styczniowym, którego jedną z bezpośrednich przyczyn był tak nazwany pobór do wojska, zarządzony przez carskie władze, chcące uniknąć jego wybuchu. Mniej znane są inne epizody z przeszłości naszego kraju, określane tak samo. Jednym z nich jest przymusowa wywózka Pomorzan, w tym Kaszubów, przez Związek Radziecki po zajęciu przez Armię Czerwoną Pomorza wiosną 1945 r. Przez tragiczny, indywidualny los Gertrudy Jutrzenki Trzebiatowskiej z Borowego Młyna, epizod ten miał też dosłowny wymiar branki jako „kobiety uprowadzonej siłą”. Jej historia nieprzypadkowo zwróciła w końcu lat 90. ponadprzeciętne zainteresowanie opinii publicznej, a część jej poświęconych artykułów miało w tytule właśnie słowo „branka”. Ich bohaterka, uprowadzona przez czerwonoarmistów, bezwzględnie zniewolona, została przez nich zmuszona do wspólnej podróży, gdy po zakończeniu wojny wracali do Kraju Rad. Tam ją porzucili, dołączyli do innych osób przymusowo kierowanych do ciężkiej, więcej niż wyczerpującej pracy w bezkresnych terenach „sowieckiego raju”. Po wielu perypetiach, staraniach jej i pozostającej w kraju rodziny, politycznej odwilży w Związku Radzieckim i Polsce, udało jej się wrócić w 1998 r. w rodzinne strony. Gehenna, którą doświadczyła, problemy z ponownym uzyskaniem polskiego obywatelstwa, postawą radzieckich władz, jej oprawców itp. stały się kanwą szeregu artykułów, audycji radiowych i telewizyjnych. Najbardziej obszerny był reportaż E. Szczesiaka z 1999 r,. Porwana (wydanie drugie, zmienione Wyrwana z piekła, 2014). Tragedia G. Jutrzenki Trzebiatowskiej stała się swoistym, wyrazistym symbolem martyrologii Kaszubów, których dotknęły sowieckie deportacje i inne przejawy barbarzyństwa w 1945 r.

Jednocześnie była ona przykładem oddolnego działania czerwonoarmistów i innych funkcjonariuszy sowieckiego aparatu władzy, wprost niepopartego autorytetem państwa, przez to bezplanowego, żywiołowego. Chociaż w zasadzie miało ono charakter indywidualny, dotknęło sporą liczbę ludzi i miało co najmniej milczącą aprobatę ówczesnych radzieckich decydentów, a jego sprawcy byli pewni bezkarności. Deportacje miały też charakter zorganizowany i były poparte daleko idącymi przepisami prawa wojennego oraz układu zawartego Pomiędzy Związkiem Radzieckim a tzw. polskim rządem lubelskim, interpretowanego przez sowieckie władze i ich wykonawców bardzo rozciągliwie. Na ich podstawie, teoretycznie celem zapewnienia bezpieczeństwa walczącej Armii Czerwonej, w strefie przyfrontowej jurysdykcję sprawowały różnych szczebli dowódcy wojskowi oraz służb bezpieczeństwa. Mieli bardzo duże uprawnienia, w tym pozbawiania wolności, wysiedlania, karania bez wyroków sądowych osób, które stanowiły nawet najmniejsze zagrożenie dla sprawnego działania wojska i powstających struktur nowej władzy, zaliczając do nich w pierwszej kolejności wszystkich Niemców w wieku od 15 do 60 lat. Drugą grupę takich osób stanowiły członkowie hitlerowskich organizacji, przedstawiciele nazistowskiej administracji, współpracujące z niemieckimi organami władzy, kolaboranci itp.

Rzeczywista aktywność służb radzieckich, wpisana w te unormowania, łatwo ujawniała, że jedynie w części miała ona na celu zapewnienie bezpieczeństwa, a dominował nad nim zamiar poprawy sytuacji gospodarczej Związku Radzieckiego i wyeliminowania przeciwników politycznych. W jej ramach wywieziono do obozów pracy w Kraju Rad ponad 15 tysięcy Pomorzan. Odbywało to się we wszystkich zajmowanych przez Armię Czerwoną miejscowościach według podobnego scenariusza. Tuż za jednostkami frontowymi postępowały oddziały ochrony tyłów NKWD lub innych organów bezpieczeństwa i dokonywały licznych aresztowań wśród miejscowej ludności. Następowało to na podstawie wcześniej przygotowanych list bądź po bezpośrednim, pobieżnym rozpoznaniu miejscowych stosunków, postaw, przynależności organizacyjnej poszczególnych osób ewentualnie bez jakiegokolwiek analizy, zatrzymywano po prostu te, które były w pobliżu. W literaturze często przywołuje się Studzienice w powiecie bytowskim. W nich przeszukano wszystkie zabudowania i aresztowano mężczyzn powyżej 15 roku życia.

Zatrzymywanych krótko przesłuchiwano bądź bez tego doprowadzano do obozów przejściowych umiejscowionych w kilku pomorskich miejscowościach. Dla mieszkańców Kaszub najczęściej był to obóz w Grudziądzu. Na ogół po kilku dniach pobytu w nim, więźniów transportem kolejowym dostarczano do rozmieszczonych w całym Związku Radzieckim obozów pracy, gułagów. Znamienne, że byli to zarówno mężczyźni, jak i kobiety, zdrowi, zdolni do pracy, w sile wieku, ewentualnie nastolatkowie obojga płci; słabych, chorych pozostawiano na miejscu. Stosunkowo często zdarzało się, że aresztowano ich, stosując różne formy podstępu. Na przykład wzywano na zbiórki celem wykonania jakiś prac użyteczności publicznej, by w rzeczywistości dokonać zatrzymania i deportacji.

Jeżeli sporządzano dokumentację, podawano w niej przyczynę aresztowania. Odnośnie do Kaszubów dominowała w nich informacja o przynależności do III grupy niemieckiej listy narodowościowej, chociaż w pomorskich warunkach nie było to niczym wyjątkowym. Wpisano na nią większość Pomorzan i nie oznaczało to ich wyparcia się polskiej narodowości oraz współpracy z okupantem, czego sowieckie władze i poszczególni funkcjonariusze mieli świadomość. Jeszcze bardziej wymownym było nagminne stosowanie eufemistycznych określeń, jak „społecznie niebezpieczny”, zagrażający bezpieczeństwu „w inny sposób”, pod które można było podciągnąć prawie wszystko. Dodatkowo nawet takie sformułowania były bardzo często wyłącznie przysłowiowym listkiem figowym, służącym ukryciu, że w rzeczywistości nie było żadnych obiektywnych powodów, by aresztować konkretne osoby. Gdy którejś z nich udało się uciec, zmarła bądź została zastrzelona w trakcie ucieczki, w ich miejsce pod przymusem włączano inne spośród gapiów obserwujących uwięzionych, członków rodzin, chcących im pomóc, wracających bądź idących do pracy itp. Deportowano także powracających z niemieckich robót przymusowych, niedawno wyswobodzonych z obozów koncentracyjnych itp.

Szczególnie perfidny był stosunek organizatorów i wykonawców tego przedsięwzięcia do członków konspiracji antyhitlerowskiej, w tym do – o czym jest wprost mowa w radzieckiej wewnętrznej korespondencji – do członków „Gryfa Pomorskiego”, innych regionalnych i lokalnych organizacji podziemnych oraz patriotycznych, polskich stowarzyszeń, w tym Związku Polaków w Niemczech. Oficjalnie chwalono ich postawę, doceniano ich wkład w walkę z III Rzeszą. Świadectwem tego było – po ich ujawnieniu się – uhonorowanie wspólnym posiłkiem, obdarowanie upominkami, by po uśpieniu ich czujności, dokonać aresztowania i wywózki. Z perspektywy obłędnej sowieckiej logiki, skoro to byli polscy patrioci, to stanowili szczególne niebezpieczeństwo dla nowej rzeczywistości, w tym podporządkowania Polski Związkowi Radzieckiemu.

Chociaż w założeniu aresztowania i zsyłki nie miały charakteru eksterminacji, to taki przyniosły skutek na każdym etapie ich realizacji. Zdarzało się, że ludzie nie wytrzymywali, tracili zdrowie i życie w chwili zatrzymania, zaskoczeni jego absurdalnością byli zabijani, stawiając opór. Umierali na skutek trudów, tempa marszu do obozów przejściowych i panujących w nich trudnych warunków; dotąd nie są znane miejsca wszystkich ich pochówków. Kilkudniowa podróż do miejsc pracy przymusowej odbywała się w bydlęcych, przepełnionych wagonach, bez wystarczającej aprowizacji i bez minimalnego zaplecza sanitarnego, co dla części uwięzionych było kolejną przyczyną śmierci. Najwięcej jednak ich umierało w gułagach, na skutek wyczerpującej, ciężkiej pracy oraz nieludzkich realiów bytowych. W większości spoczęli w szybko zapomnianych mogiłach.

Brak jasno określonych kryteriów aresztowań, ich częsta niesprawiedliwość, przypadkowość, brak możliwości obrony, a także panujący podczas realizacji całego przedsięwzięcia chaos i prowizorka, zszokowały Kaszubów. Wywołały także dalsze podziały w lokalnych wspólnotach. Niejednokrotnie funkcjonariusze dokonujący zatrzymań kierowali się subiektywnymi odczuciami do poszczególnych grup ludności, korzystali z wiedzy miejscowych milicjantów, tłumaczy, informacji kochanek, sugerowali się donosami itd. Były to więc dane w dużej mierze niepewne, niesprawdzone, a ich autorzy niekiedy wysługując się nowym okupantom, chcieli przez to ukryć przed nimi własne przewinienia nie tylko z okresu okupacji bądź skierować ich działania do innych, powodowani osobistą do nich niechęcią, poczuciem doznanej krzywdy itp. Znany jest przypadek deportacji kobiety z Somonina w powiecie kartuskim, na skutek donosu zazdrosnej sąsiadki, której córka została wywieziona przez nazistów na roboty przymusowe, a jej koleżanka zza miedzy nie, niech więc teraz pracuje „dla Ruskich” (M. Krefta). Zdarzało się też, że wskazywano w dobrej wierze członków konspiracji antyhitlerowskiej, w przekonaniu, iż służy to innemu, pozytywnemu celowi. W konsekwencji kościerski starosta w 1945 r. informował o 300 Polakach (Kaszubach, Kociewiakach) osadzonych w obozie w Grudziądzu, a Niemcy mogli się „swobodnie poruszać po terenie powiatu, nie niepokojeni przez NKWD” (G. Bazur).

Masowe aresztowania i deportacje trwały do kwietnia 1945, a ich największe nasilenie wystąpiło w południowej i zachodniej części Kaszub, mniejsze było w ich północnych rejonach, czyli było uzależnione od czasu zajmowania ich przez Armię Czerwoną. Najbardziej ucierpieli mieszkańcy powiatów, do której dotarła ona najwcześniej. Niemożliwym jest precyzyjne ustalenie zarówno liczby deportowanych Kaszubów, jak i ich śmiertelnych ofiar. Większość źródeł radzieckich jest niedostępna dla polskich historyków, a polskie są niekompletne, częściowo sprzeczne. Dodatkowo w większości opracowań podaje się wyłącznie przybliżoną liczbę wysiedlonych Pomorzan z poszczególnych jego powiatów, bez wyróżnienia spośród nich mieszańców Kaszub, Kociewia itp. Dokonał tego jedynie E. Pryczkowski, podając na podstawie niepełnych danych, szacunkową liczbę co najmniej 4000 deportowanych Kaszubów. W tej sytuacji najbardziej wiarygodne są wyniki ustaleń oddolnych, dotyczących małych obszarów, opartych nie tylko na analizie historycznych źródeł, ale także dobrej znajomości danego terenu i jego mieszkańców, a jest ich coraz więcej. W ich rezultacie na przykład wiadomo, że z terenu gminy Brusy (powiat Chojnice) deportowano przynajmniej 160 ludzi, z których zmarło bądź zginęło 36. Z kolei z parafii Borowy Młyn (powiat bytowski) zabrano do obozów pracy takąż liczbę osób, z których poniosło śmierć 13. Liczba zgonów jest szczególnie przerażająca, gdy odniesie się ją do strat osobowych poniesionych przez mieszkańców obu wymienionych miniregionów. Z takiego bowiem porównania wynika, że zmarli polegli na skutek przeprowadzanej, kilkumiesięcznej deportacji stanowili prawie (Borowy Młyn) i dokładnie (Brusy) 13% wszystkich ofiar II wojny światowej na tych terenach, gdy więcej różnych form wywołanej przez hitlerowców martyrologii trwało sześć lat.

Większość deportowanych, która przeżyła, powróciła do domów latem 1945 r. Mniejsze ich grupy wracały do 1947 r., bardziej sporadycznie także później, niektórym nie udało to się nigdy. Nie są znane przypadki powrotów na podstawie aktywności samych wywiezionych, w tym odwołań, działań prawnych czy apeli do władz. Nadal byli przedmiotami powojennych układów politycznych i gospodarczych. Najbardziej zabiegały o ich powrót rodziny pozostałe w kraju. Ich członkowie pisali pisma do radzieckich i polskich, socjalistycznych oficjeli, zakładali komitety zabiegające o to w urzędach wszystkich szczebli, nie tylko polskich. Te pod ich naciskiem bądź niezależnie, świadome, że pomorscy, kaszubscy sybiracy znacząco powiększyli powojenne trudności na rynku pracy, podjęły starania, by Związek Radziecki zwolnił ich z obozów. Zbiegło to się z raportami sowieckich służb w Polsce o powiększających się nastrojach antyradzieckich, chcąc temu przeciwdziałać radziecka centrala podjęła decyzję o uwolnieniu polskich, pomorskich robotników przymusowych. Tym bardziej, że w wyniku zwycięskiej ofensywy, napływ był ich, także z innych krajów, tak duży, iż nie radzono sobie z przyrostem.

Znaczna część powracających była w ciężkim stanie i zmarła niedługo potem. Rodziny pozostałych nie mogły upubliczniać związanych z deportacją przeżyć w obawie przed ponownymi, realnymi represjami. Zmowa milczenia była długotrwała. Pierwsze aluzje do losów sybiraków w obrocie publicznym zaczęły się pojawiać po odwilży społeczno-politycznej z 1956 r. Pochodzący z Czarniża (gm. Brusy), E. Cysewski, dowódca oddziału partyzanckiego „Gryfa Pomorskiego”, w wydanych w 1972 r. przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie wspomnieniach opisał życzliwe jego przyjęcie, gdy ujawnił się żołnierzom Armii Czerwonej wiosną 1945 r., co zakończył gorzką refleksją „do żony i dzieci wróciłem dopiero w grudniu 1947 r.”. Równie enigmatyczne wyjaśnienie tej sytuacji znalazło się w wstępie: „E. Cysewski za swoją patriotyczną postawę w pierwszych dnach po wojnie nie tylko, że nie spotkał się z uznaniem, ale stał się ofiarą co najmniej tragicznej pomyłki, która […] przyniosła jemu dodatkową dwuletnią rozłąkę z rodziną”. Nieznający powojennych realiów czytelnik nie był w stanie domyśleć się, co konkretnie się stało z bohaterem książki. Jednak grono osób skupionych wokół ZKP i w części innych środowisk, nie mogąc przedstawić pełnej prawdy, nie chciało jej też całkiem pominąć.

Przełom nastąpił w trakcie przemian dokonujących się w latach 80. ubiegłego wieku w Związku Radzieckim, demokratyzacji i jawności życia publicznego oraz bardziej partnerskich stosunków z satelickimi państwami Europy środkowo-wschodniej. Powstała wtedy wspólna komisja polsko-radziecka, mająca badać historię wzajemnych stosunków, w tym deportację ludności polskiej do Kraju Rad w 1945 r. Odpowiadało to oddolnym oczekiwaniom, by otwarcie mówić o tym fragmencie martyrologii. Stopniowo ukazywało się na ten temat coraz więcej opracowań. W skali całego Pomorza przodował bydgoski „Ilustrowany Kurier Polski”, na którego łamach ukazało się kilka artykułów o pomorskich deportacjach, a dzięki współpracy z czytelnikami udało się pozyskać sporo informacji o deportowanych i ich relacje. Podjęto też pierwszą próbę wdrożenia postępowania karnego przez kształtujący się wówczas Instytut Pamięci Narodowej wobec sprawców „branki”, w efekcie której powiększono zasób wiedzy o tej zbrodni. Na bazie tych materiałów oraz bydgoskich i gdańskich archiwaliów W. Jastrzębski przygotował pierwszą większą publikację na ten temat, W dalekim obcym kraju. Deportacje Polaków z Pomorza do ZSRR w 1945 r. (1990). W wszystkich tych inicjatywach problem deportacji z Kaszub stanowił mniejszy bądź większy fragment szerszych przedsięwzięć.

Najmocniej „branka” z północnej części Pomorza Gdańskiego znalazła odzwierciedlenie w działalności Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, kaszubskich działaczy regionalnych, odbywającej przy współpracy z innymi instytucjami, środowiskami, głównie Instytutem Pamięci Narodowej. Na łamach „Pomeranii” ukazało się kilka artykułów na ten temat oraz reportaży, wspomnień Kaszubów wywiezionych do Związku Radzieckiego, które dołączono do oddzielnego ich zbioru, opublikowanego pod tytułem jednego z nich, Kolce syberyjskiej róży (1990). W 1991 r. Zrzeszenie było współorganizatorem konferencji Polacy z Pomorza Gdańskiego w ZSRR: internowani, jeńcy wojenni i więźniowie obozów pracy przymusowej (referaty opublikowano w tymże roku pod takim samym tytułem), a rok później konkursu na wspomnienia pomorskich sybiraków. W tych przedsięwzięciach szczególną rolę spełniał K. Ciechanowski, pochodzący z Skorzewa (pow. kościerski), a przez to dobrze znający region, jako historyk zajmujący się badaniem okupacyjnych dziejów Pomorza, autor kilku artykułów poświęconych pomorskim deportacjom, wstępów, opracowań do im poświęconych publikacji, popularyzujący je w prasie codziennej i domagający się ich obecności w szerszym naukowy obiegu.

Część wspomnień nadesłanych na zrzeszeniowy konkurs dołączył do zebranych przez siebie relacji kaszubskich deportowanych, przeprowadzonych w większości w języku kaszubskim, i wydał E. Pryczkowski w pracy Wspomnienia kaszubskich sybiraków (2006), w której zamieścił też kilka kaszubskojęzycznych utworów literackich dotyczących syberyjskiej gehenny Kaszubów. Po latach milczenia, temat ten stał się obecny w szeregu wydawnictwach poświęconych martyrologii, monografiach miejscowości, wspomnieniach itp. Wśród wielu poświęconych mu publikacji wyróżniało się obszernością z jednoczesnym zawężeniem terytorialnym do obszaru jednej parafii, w Borowym Młynie, opracowanie B. Reszki, bliskiego krewnego G. Jutrzenki Trzebiatowskiej, Czas zła (2001, wyd. drugie 2013), w całości poświęcone zbrodniom sowieckim.

Zmiany z lat 1989/1990 umożliwiły także inne formy upamiętnienia nie tylko kaszubskich sybiraków. Zrobiono to poprzez kilkadziesiąt wystaw, w tym w 2000 r. na sopockim hipodromie, dotyczącą wszystkich polskich zesłańców „Sybir – pro memento” z wieloma kaszubskimi akcentami. Ufundowano liczne tablice i pomniki, jednym z pierwszych był odsłonięty w 1991 r. na chojnickim cmentarzu pomnik Ofiar Sybiru-Deportowani z Ojczyzny w latach 1939-1955. W GdyniGdańsku powstał oddział Związku Sybiraków, a między innymi w ChojnicachWejherowie jego koła. W 2013 r. czworo młodych Pomorzan utworzyło zespół „Kaszëbe Team” i pod tą nazwą – dla uczczenia polskich i pomorskich ofiar stalinowskich zbrodni oraz wysiedleń – wzięło udział w wielokilometrowym rajdzie z Węgier do Uzbekistanu.

Od 2004 r. niewielka kaszubska wieś Szymbark (powiat Kartuzy) stała się światowym ośrodkiem pamięci sybiraków. W miejscowym Centrum Edukacji i Promocji Regionu odbywają się cykliczne Światowe Zjazdy Sybiraków. Tutaj eksponowana jest autentyczna chata syberyjskiego zesłańca, pociąg, którym byli wywożeni zesłańcy, pamiątkowy obelisk i inne pamiątki deportacji. W dalszym tle są dostępne do zwiedzania obiekty związane z dziedzictwem kulturowym Kaszub, kaszubska chata, bunkier „Gryfa Pomorskiego” itp. oraz największa atrakcja turystyczna tego miejsca – dom wywrócony do góry nogami.

Bogusław Breza

Bibliografia:

  • Baziur G., Armia Czerwona na Pomorzu Gdańskim 1945 – 1947, Warszawa 2003
  • Ciechanowski K., Pomorskie „białe plamy”, „Fakty”, 1989, nr 36
  • Tenże, Zło nierozpoznane. Armia Czerwona na Pomorzu. Wywózki. Aresztowania. Uprowadzenia, „Dziennik Bałtycki”, 1991, nr 86, 92
  • Cysewski E., Był taki czas, kiedy las był moim domem, wstęp i oprac. K. Ciechanowski, Gdańsk 1972
  • Deportacje i przemieszczenia ludności polskiej w głąb ZSRR 1939-1945. Przegląd piśmiennictwa, pod red. T. Walichnowskiego, Warszawa 1989
  • Golon M., Polityka radzieckich władz wojskowych i policyjnych na Pomorzu Nadwiślańskim w l. 1945 – 1947, Toruń 2001
  • Janke S., Szczesiak E., Kolce syberyjskiej róży, posłowie K. Ciechanowski, Gdańsk 1990
  • Jastrzębski W., W dalekim obcym kraju. Deportacje Polaków z Pomorza do ZSRR w 1945 r., Bydgoszcz 1990
  • Jutrzenka Trzebiatowski M., Martyrologia mieszkańców gminy Brusy, Brusy 2010
  • Polacy z Pomorza Gdańskiego w ZSRR: internowani, jeńcy wojenni i więźniowie obozów pracy przymusowej, przygotowała do druku J. Łuczkowska, Gdańsk 1991
  • Powojenne losy konspiracji pomorskiej, pod red. E. Zawackiej i R. Kozłowskiego, Toruń 1995
  • Pryczkowski E., Wspomnienia kaszubskich sybiraków, Banino 2006
  • Reszka B., Ich losy. Z życia kaszubskich Gochów 1939- 1945, Rumia-Borowy Młyn 2005
  • Tenże, Czas zła, Gdańsk 2001
  • Sybir. Pro memento. Wystawa o sowieckich deportacjach Polaków. Katalog wystawy, Gdańsk 2000
  • Szczesiak E., Porwana, Gdańsk 1999

Netografia:

  • http://zwiazeksybirakow.strefa.pl/Oddzialy/Bydgoszcz/Oddz_Bydgoszcz.htm
  • https://www.konflikty.pl/aktualnosci/relacje/kaszebesybir-2013/
  • https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awiatowy_Dzie%C5%84_Sybiraka
  • https://www.sybiracyzg.pl/?p=5218
  • http://sybiracy.com.pl/index.php/odeszli-od-nas/
  • http://zwiazeksybirakow.strefa.pl/Oddzialy/Gdansk/Oddz_Gdansk.htm

« Powrót do listy haseł